Jeszcze kilka lat temu sądziłam, że zagięcie narożnika książki nie jest grzechem śmiertelnym. Ba, nie używałam zakładek - zapamiętywałam numer ostatnio przeczytanej strony lub też delikatnie zaginałam jej narożnik. To nic, że w tym samym czasie płakałam, kiedy na nowiusieńską książkę wylała mi się zupa... Nie będę ukrywać - książka okazała się okropna, a na dodatek wciąż cuchnie serem.
Moje nastawienie było proste - szanowałam książki, ale w granicach rozsądku. Książki miały mi służyć do zrelaksowania się lub miały być przydane w nauce. Nie wyobrażałam sobie, że mam na nie chuchać i dmuchać. Niemniej, po jakiś czasie obracania się w książkowym środowisku coś się we mnie zmieniło. Poczucie winy po książkowym wypadku stawało się coraz większe. Czułam się naprawdę okropnie, kiedy narożnik okładki zadarł mi się w torebce. Drżałam na samą myśl, że mogłabym wygiąć grzbiet książki... No, może aż tak mi nie odbiło, niemniej sami rozumiecie.
Szybko się z tego wyleczyłam - w końcu książki mają służyć mi, a nie ja książkom. Niektórzy popadną w taką skrajność, że książek nie będą czytać w ogóle, aby przypadkiem nawet delikatnie ich nie uszkodzić. Kto wie, może niektórzy będą czytać tylko ebooki, a książki papierowe będą kolekcjonować na półce, bez czytania danych egzemplarzy. Jak dla mnie - przesada, Z książką w ręku mamy czuć się pewnie i komfortowo, a nie drżeć z obawy przed ewentualnym zniszczeniem.
Nie mówię, że nie powinniśmy książek szanować. Owszem, powinniśmy - jak każdą rzecz materialną i niematerialną. Wszystko jednak w granicach rozsądku. Wciąż jest mi przykro, kiedy wyleję na książkę herbatę, jednak wiem także, że to drobnostka, a książka oprócz powłoki materialnej ma także wymiar duchowy, mentalny, niematerialny... W każdym razie, jak zwał, tak zwał. Nie trzęsę majtami, kiedy wkładam książkę do torebki, ale odsuwam ją od brudnych rąk dzieciaków wokół mnie. W podręcznikach akademickich zaznaczam ważne fragmenty markerem, ale nie bazgrolę długopisem po okładkach powieści.
Książki mają swoją funkcje - służą ludziom. Do czego? Do poznawania innych kultur, do zdobywania wiedzy, do wciągania się w interesujące historie. Innymi słowy, książka powinna być funkcjonalna i dzięki niej powinniśmy osiągać pewne cele, ale rzeczy materialne także powinniśmy szanować - to na nie wydajemy swoje ciężko zarobione pieniądze i ktoś stworzył je swoją ciężką pracą.
Owszem, książki nie są aż tak bardzo drogim produktem, ale należy szanować każdą złotówkę. Nawiasem mówiąc, książki w Polsce jednak są drogie, jeśli spojrzymy na inne kraje i ich średnie zarobki. Mój stosunek do książek jest porównywalny do mojego stosunku do aparatów i sprzętów elektronicznych. Z aparatem w ręce muszę czuć się pewnie, bez obawy, że go upuszczę. Najlepsze zdjęcia powstają w trudnych warunkach. ale uszkodzenie jest możliwe nawet w specjalnej torbie podróżnej. Trzymanie sprzętu w ukryciu, żeby przypadkiem się nie popsuł, nie ma zupełnie sensu - wówczas nie robimy żadnych zdjęć.
Podobnie jest z książkami. Owszem,. nie powinniśmy ich niszczyć, ale bez obaw powinniśmy z nich korzystać. W końcu to normalne, że używane produkty mogą być odrobinę zniszczone.
Jaki jest Wasz stosunek do tego tematu? Nie da się ukryć, że w czytelniczym kręgu sprawa jest nieco (czyt. bardzo) kontrowersyjna. Ale moje zdanie jest proste - książki mają nam służyć, a nie my książkom.