Po kontroli doszliśmy do wniosku, że Rosjanie są zawsze tacy sami, nieważne czy rządzi nimi car czy Żydzi.
Oczywiście, że musiałam zdobyć książkę, która już w samym tytule ma nazwy dwóch krajów, którymi jestem bezapelacyjnie zafascynowana. Fakt, że jest ona historyczna, dodał tylko pośpiechu w realizacji kupna tej pozycji. Mowa oczywiście o książce "Cud nad Wisłą. Wspomnienie fińskiego uczestnika wojny polsko-rosyjskiej w roku 1920", która wyszła spod pióra Kaarlo Kurko.
Wachmistrz, stojąc na baczność, zameldował bez mrugnięcia okiem: "Wszyscy żołnierze obecni. Świń w oddziale nie widziano". Zagryzłem wargi do krwi, starając się powstrzymać śmiech. Kapitan poszedł, urażony, wizytować inne oddziały.
Książka ma zaledwie 171 stron, ale jest obfita w treści. Nie spotkamy się tutaj ze zbitym tekstem, który w bardziej wymagających lekturach zniechęca i wydłuża czytanie. "Cud nad Wisłą..." jest raczej zlepkiem opowiadań fińskiego żołnierza, ułożonych w porządku chronologicznym. Wojenną przygodę zaczynamy dokładnie w ten sam sposób, co Kurko, czyli od przedostania się z Finlandii do Polski.
Oprócz tego w pobliżu pastwiska chodził nocą wartownik, a jak wiadomo, strażnicy mają zwykle słabe poczucie humoru, zwłaszcza na służbie.
Piękniejsza płeć nadaje się najlepiej do pozyskiwania informacji, a Polki - jak wiadomo - mają wszelkie warunki ku temu.
Właśnie ta różnica rzuca zupełnie odmienny cień na opisywanie wydarzenia. We wspomnieniach Polaków mamy do czynienia z innymi uczuciami, czy postawami. Czyta się je również w odmieniony sposób, rzadko kiedy można się przy nich pośmiać. Są po prostu poważne i każdy Polak docenia tę powagę. W przypadku świadectw osób innej narodowości widzimy pewien dystans, czy trzeźwe relacje, a także możemy dowiedzieć się, jak oni postrzegają naszych walczących rodaków.
Przypadek, który, jak mówią - sprzyja pijakom i zakochanym - tym razem znów mi pomógł.
Podczas urlopu przekonałem się, że Warszawa jest jednym z najweselszych miast. Miałem wrażenie, że nikt nie przejmuje się wojną, a ludzie zajmują się po dawnemu swoimi codziennymi sprawami.
Jedną słabością książki, zupełnie niezależną od rewelacyjnych wspomnień w postaci ciekawych historii, jest wydanie. Otóż mój egzemplarz postanowił się rozkleić, w konsekwencji czego musiałam sklejać pojedyncze kartki, aby mieć książkę w jednym kawałku. O ile jakoś wydania pozostawia wiele do życzenia, to okładka sprawia, że nie można oderwać od niej wzroku.
Jeśli istnieje lekka i przyjemna lektura o wojnie, a w szczególności o walkach polskich, jest to zdecydowanie ta pozycja. Bezsprzecznie polecam!
Pewnego razu przekonaliśmy się w zabawny sposób o dobrej opinii fińskiego wojska. Zaatakowaliśmy nieźle zaopatrzone okopy czerwonych, które nieprzyjaciel bronił twardo. Podporucznik H. z Finlandii zawołał wielkim głosem po rosyjsku: "Fiński batalion ochotniczy - naprzód!". Usłyszawszy to, czerwoni porzucali broń i uciekli szybko na kilometr dalej, nie patrząc za siebie. Złapaliśmy jednego czerwonego jeńca, który tak się bał, że aż szczękał zębami, i gdy w końcu odważył się przemówić, wyznał, że krąży wśród nich plotka, jakoby w walkach brali udział fińscy i niemieccy białogwardziści, zabijający z żądzy krwi wszystkich pojmanych. Zdziwił się więc bardzo, gdy dostał od nas jedzenie i został dobrze potraktowany. Niemcy mieli także dobrą opinię, a pojawienie się ich stalowych hełmów wywoływało panikę wśród Rosjan.
Przeczytane: 01.12.2015
Ocena: 8/10
Tak piszesz o tej książce, że nabieram na nią ochoty, choć normalnie to raczej bym nie sięgnęła :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto ;)
UsuńKartki się rozklejają?! O zgroza! Jak można nie zadbać o solidną oprawę. Wydawnictwo się nie popisało.
OdpowiedzUsuńAno, rozklejają się. Mało tego - wyciągnęłam tę książkę po długim czasie (aby zrobić zdjęcia i wybrać cytaty) i wyleciały kolejne strony.
UsuńJakoś wcześniej nie zwróciłam uwagi na tę książkę, a widzę, że powinna mnie zainteresować. Chętnie się za nią rozejrzę. :)
OdpowiedzUsuńCóż, rynek wypycha jednak polskich autorów takiej tematyki ;)
Usuń