1/20/2017

1/20/2017

Andrzej Kaczkowski, Bolesław Traczewski "Ja, hipis - narkoman. Od fascynacji do degrengolady"

Wszyscy, każdego dnia, balansujemy na krawędzi życia. Jedni mają więcej fartu, a drudzy mniej. Wszyscy natomiast prędzej czy później zeszmacamy się w ten czy inny sposób. Jedni dotykają dna, inni zaledwie ocierają się o nie. I nim dotrą do niego, już nie żyją. 

"Nareszcie!" - taki oto okrzyk radości towarzyszył mi podczas czytania ostatniego zdania autobiografii Andrzeja Kaczkowskiego "Ja, hipis – narkoman. Od fascynacji do degrengolady". 

Książka jest dla mnie wyjątkowo trudna do oceny, ponieważ wywoływała we mnie doprawdy skrajne uczucia, które nie dotyczyły bezpośrednio problemu narkomanii, ale bardziej samego charakteru książki. 

Pozycja ta to coś na wzór dziennika. "Coś", gdyż nie było to pisane systematycznie, a stanowi jakby podsumowanie narkomańskiej kariery Andrzeja Kaczkowskiego. Autor przyznaje, że książka nie ma umoralniać młodych ludzi i już na wstępie zaznacza, że przytaczane wydarzenia stara się zrelacjonować w miarę wiarygodnie - wiadomo przecież, że nie wszystko jest w stanie pamiętać. Spodziewałam się więc świadectwa upadku młodego człowieka oraz jego walki z nałogiem, choć nie do końca tak było.

Z początku książka była naprawdę wciągająca (później tylko podczas czytania - kiedy odkładało się już ją, kolejnym razem nie przyciągało do niej wcale). Kaczor używał bogatego słownictwa, być może w celu podkreślenia charakteru swojej osoby w tym czasie. Wydarzenia były przedstawiane bardzo barwie przez bardzo wiele stron, niemal do końca. Później jednak coś się zmieniło i opisywane zdarzenia były niemal takie same, a na samym końcu po prostu mdłe i nijakie. Rozumiem, że na początku narkomańskiej drogi wszystko wydaje się kolorowe, jednak brakuje mi kontrastu do tych opisów, przez co ma się wrażenie, że książka to naprawdę zachęta do zażywania środków odurzających. 

Tym większe jest to wrażenie, że brakuje refleksji na temat doprowadzenia się do totalnej degrengolady oraz wychodzenia z niej. Niemal do ostatnich słów autor zafascynowany jest ćpuńskim życiem. Wiem, że miało odbyć się bez morałów, ale słowa refleksji byłyby jednak wskazane. Wyjście z nałogu zostało zaprezentowane za pomocą kilku krótkich zdań, chociaż Kaczor wspomina, że być może swoją drogę do czystości opisze w kolejnej książce. Mam nadzieję, bo jeśli młody człowiek chwyci za tę pozycję, może spotkać się z zachętami do zboczenia na taką właśnie drogę. 

Problemem są również daty... No bo czy autor naprawdę po tylu latach pamięta dokładnie, co działo się w tym i w tym dniu? Przez stosowanie dokładnych dat książkę pozbawiono wiarygodności. Wiem, że chronologiczne zaprezentowanie zdarzeń jest na miejscu, jednak wystarczyło napisać miesiąc i rok, albo chociaż kwartał. Dwie dokładne daty na rok są po prostu nie na miejscu. To samo dotyczy się liczb. Domyślam się, że narkomani znają dokładnie swoje działki, ale nie sądzę, żeby pamiętali ile różnego typu specyfiku brali konkretnego dnia o konkretnej porze. Bądźmy szczerzy - dnie zlewają się w jedno i nie za wiele się pamięta. 

Wiarygodność zostaje zatarta także przez niektóre sztuczne dialogi lub te zbyt dokładne. Domyślam się, że Kaczor po prostu pamięta sens poszczególnych rozmów i jako tako je przytacza, często w swoich słowach. Ale właśnie te dialogi wydają mi się momentami nieprawdopodobne. 

Już w trakcie czytania doszłam do wniosku, że nie pamiętam, kim są poszczególne osoby, przytaczane przez Kaczora. Problem polega na tym, że jest ich cała masa! Cała masa nijakich, szarych pseudonimów bez charakterów. Wszyscy są dokładnie tacy sami, a przez to nie czułam empatii nawet w chwili ich śmierci. Po prostu nie potrafię powiedzieć zbyt wiele na temat innych osób, aniżeli samego Andrzeja, czy jego żony. 

Chyba już ostatnim minusem jest po prostu tekst. Mam na myśli tutaj fakt, że pojawia się w nim mnóstwo literówek, czy przeskoków znaków interpunkcyjnych. Jak coś takiego mogło przejść przez ręce wydawnictwa i nikt z tym nic nie zrobił? Jak dla mnie karygodna rzecz z ramienia Trzeciej Strony. Poza tym tekst powinien być skrócony nawet i o połowę. Może nie przesadzajmy, ale ilość stron powinna ulec radykalnej zmianie. Tym bardziej, że niektóre zdarzenia to po prostu "kopiuj -wklej" z małą korektą. 

Pomimo wszystkich słabych stron, które wytknęłam powyżej, książka i tak jest rewelacyjna na swój sposób oraz warta przeczytania. Jest w niej coś chaotycznego i ma się wrażenie, że niektóre wydarzenia są po prostu niewiarygodne, ale po tego typu pozycje powinno się sięgać, ponieważ są one autentycznymi sprawozdaniami ludzi, którzy byli uzależnieni od narkotyków. Nie mam nic do zarzucenia autorowi, a żal mam jedynie dla wydawnictwa. Co się tyczy Andrzeja Kaczkowskiego - kłaniam się nisko i biję brawo. Trzeba mieć odwagę, aby przyznać się przez samym sobą do swojego upadku, a jeszcze większą, żeby powiedzieć o tym światu. 

Cieszę się, że książka pozbawiona była morałów i nie jest to kolejna z tych ckliwych pozycji, napisanych w stylu "nie bierzcie narkotyków, to zło, umrzecie, ja poradziłem sobie tylko dlatego, że...". Stop, tego już wystarczy. Łatwo jest prawić morały, kiedy walka z nałogiem nie jest już tak silna, ale zdaję sobie sprawę, że ewentualna książka o wyjściu Kaczora z nałogu byłaby ich pozbawiona. Dlatego też będę wypatrywała jej w księgarniach i szybko ją przeczytam. 

Tymczasem żałuję, że nie mogę dać więcej gwiazdek, niż 6 na 10. Raz jeszcze zaznaczę, że książka i tak jest warta przeczytania i gorąco ją polecam.

Przeczytane: 06.09.2015
Ocena: 6/10


25 komentarzy:

  1. Tym razem spasuję, zupełnie nie moje klimaty, ale wierzę, że okaże się ona interesująca dla konkretnych jej odbiorców. Temat jak najbardziej wart podejmowania, uświadamiania, a każdy ze sposobów, który to czyni, działa na korzyść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Dla pewnej grupy odbiorców ta książka może być naprawdę interesująca.

      Usuń
  2. O proszę! Fanka HIMa, prawda? Widzę heartagram w podpisie ;) Ja także podnoszę rękę w górę.
    Co do książki: lubię dzieła tego pokroju. Zastanowię się nad nią ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, choć bardziej nazwę to "słuchająca HIMa" lub "miłośniczka muzyki HIMa". Fanka ma okropny wydźwięk.

      Usuń
  3. O ile tytuł mnie zachęcił, o tyle po przeczytaniu tych kilku minusów nie czuję potrzeby przeczytania jej, choć wiem, że gorąco polecasz, ale mam wrażenie, że już coś podobnego czytałam, z tym, że nie pamiętam co to był za tytuł...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książek tego typu jest mnóstwo na rynku, w dodatku lepszych ;)

      Usuń
  4. Za biografiami wszelakimi nie przepadam, więc książka nie dla mnie, ale szkoda też, że książka ma jakąś taką tendencję spadkową. Trochę wygląda to jakby autor miał pomysł na początek, a potem zapał okazał się słomiany. ;/ Ale dobrze, że Ty jednak w ostatecznej ocenie i tak byłaś zadowolona z lektury. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam zadowolona, ale nie miałabym cierpliwości na kolejny raz :/ Chyba nie ma nic gorszego, niż tendencja spadkowa. Lepiej, jeśli już książka jest od początku zła.

      Usuń
  5. Niestety, ale czuję, że ta książka by mnie nie zainteresowała. Zwłaszcza, że trudno mnie zainteresować biografią/autobiografią ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba na razie nie będę się za nią rozglądała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem nawet, czy gdziekolwiek byś ją spotkała w księgarni ;)

      Usuń
  7. To nie jest publikacja, która by mnie zainteresowała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie głównie zainteresowała na początku okładka, a zaraz za nią polski autor.

      Usuń
  8. Kiedyś wciągałam tego typu książki w ilościach hurtowych. Na chwilę obecną odeszłam od tego typu tematyki choć wiem, że na pewno wrócę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś hurtowo chciałam czytać tego typu książki, ale się nie udało ;)

      Usuń
  9. Nominowałam Cię do LBA :)
    Szczegóły na blogu.
    Pozdrawiam!

    napolceiwsercu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Postaram się jutro wrzucić odpowiedzi ;)

      Usuń
  10. Myślę, że tym razem podziękuję. Czuję, że niestety męczyłabym się z tą pozycją.

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślę, że mogłabym dać jej szansę... Mimo tych minusów. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama idea książki jest ciekawa, więc może uda Ci się przymknąć oko na te minusy ;)

      Usuń
  12. Temat ciekawy, chociaż przyznam,że trochę przeraziły mnie te minusy. Powątpiewanie w wiarygodność ze względu na daty, mało rozbudowana część dotycząca wyjścia z nałogu... Chyba jednak sobie odpuszczę - bo bardziej fascynuje mnie droga w dobrą stronę, a więc chętniej przeczytałabym jak autor wychodził na prostą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam chrapkę na tą część opowieści. Niestety, chyba na obietnicach się skończyło. Nic nie zapowiada, aby wyszła kontynuacja.

      Usuń
  13. ja również mam mieszane uczusia po przeczytaniu tej ksiązki. Z jednej strony jest ciekawa i poruszająca a zdrugiej wydaje mi się nieszczera. chociażby juz na samym początku - Empik. w latach 70-tych. Na prawdę? Seks po LSD? Tez nie wierzę. Faktycznie dialogi tez jakies takie nie prawdziwe. No cóż, historia człowieka intersująca, sposó jej przedstawienia - już mniej. Znacznie lepsze były "Gady" Sokołowskiego czy nieco surrealistyczna "Heroina" tomasz Piątka.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Satukirja , Blogger