12/29/2019

12/29/2019

Sylwia Kubryńska "Biurwa"

Sylwia Kubryńska "Biurwa"


Są chwile, gdy czujesz, że miejsce, gdzie się znalazłaś, nie jest miejscem, w którym znaleźć się zamierzałaś. 
Nie zamierzałam pracować w kabarecie. 

Mam ciekawą przypadłość znajdowania niecodziennych książek zupełnie przypadkowo. Jako że od zawsze pracuję w biurze, a przez dwa lata egzystowałam w urzędzie, temat papierkowej pracy jest mi bliski. Pewnego dnia przeglądając Instagram, zobaczyłam zdjęcie pewnej zielonej książki i pomyślałam, że muszę ją mieć. 

Sylwia Kubryńska za pomocą "Biurwy" uzmysłowiła mi, co w pracy jest ważne - "żeby nie było spiny i żeby było wiadome". So true. "Biurwa" to relacja kobiety, która zmaga się z urzędniczą posadą. Wiecie, mnóstwo segregatorów, jeszcze więcej pieczątek, ludzie od niczego, inspektorzy do spraw żadnych, powaga urzędu i absurd ważnych sytuacji. Wśród tego wszystkiego nasza bohaterka Ewa - matka dwójki dzieci i partnerka na pół gwiazdka, która o byciu żoną może tylko pomarzyć. 

Autorka w krzywym zwierciadle przedstawiła pracę w urzędzie, co doskonale rozumiem, ale... Chciałabym w takim urzędzie pracować, naprawdę. Moje doświadczenie stukało głośno obcasami, kiedy czytałam tę książkę. Dlaczego? Otóż dlatego, że według lektury praca w biurze polega na jedzeniu serniczka, zmienianiu butów, kłamaniu, jedzeniu serniczka, tuszowaniu przewinień, jedzeniu serniczka, chodzeniu od pokoju do pokoju i ponownym jedzeniu serniczka. 

Rozumiem takie przedstawienie sytuacji, ale nie spodziewałam się aż tak stereotypowego i nieprawdziwego obrazu urzędniczej posady. Urzędnicy są tak piętnowani ot tak, że rozpowszechnianie kolejnego absurdalnego obrazu nie wydaje się wskazane. Wielu ludzi sądzi, że urzędnik siedzi za pieniądze podatników i nie chce im pomóc, bo musi wypić kawkę. Zazwyczaj, jeśli ktoś nie chce nam pomóc, to po prostu nie może i ma ku temu ważny powód, jakim jest nasze absurdalne i często sprzeczne prawo. Wielokrotnie byłam w sytuacji, gdy chciałyśmy w jakiś sposób pomóc petentowi, ale nasz urząd nie miał do tego uprawnień, a prawo związywało nam ręce. 

Mówienie, że "nikt nie jest od tego" jest także nie na miejscu, ponieważ w praktyce każdy jest od wszystkiego. Często jedna osoba w urzędzie pełni tak różne funkcje i ma tak skrajne obowiązki, że głowa mała. Do tego ktoś inny ma podobny zakres zadań, ale jednak inny, bo tak trzeba, bo takie są wytyczne, bo tak ustalono prawo. Dlatego często wydaje nam się, że nikt nie jest od owego tego, czymkolwiek ono jest. To plus czynnik ekonomiczny to główne powody szybkiego wypalenia pracy każdej biurwy. 

Do książki wkradła się także mała nieścisłość. Nasza bohaterka podobno całymi dniami nie ma nic do roboty, a zaraz okazuje się, że pracę zabiera do domu i pracuje nawet podczas kąpieli. Po lekturze zdałam sobie sprawę, że bardzo, ale to bardzo zabrakło chociaż kilku słów o petentach, bo to własnie oni sprawiają, że praca w urzędzie ma smaczek. Jeszcze nie wiem, czy są oni powodem miłości czy nienawiści, ale na pewno są kluczowi w pracy urzędnika. 

"Biurwa" ma jednak więcej plusów niż minusów. Najważniejszym z nich jest humor, połączony z dystansem i dramaturgią. Książka kipi od ironii, sarkazmu i cynizmu, co osobiście uwielbiam. Narracja poprowadzona jest w taki sposób, że buduje napięcie przed każdym, jakże ważnym wydarzeniem w urzędzie... A przecież nigdy nie wiadomo, jakie ważne wydarzenie będzie miało miejsce kolejnego dnia w tym jakże dynamicznym miejscu pracy. 

Żartobliwe docinki podsycały detale, które autorka naprawdę świetnie wychwyciła. Kolejna para butów w urzędniczej szafie, obraza o nowy - używany mebel w pokoju, lokalizacja gabinetu, rewia mody urzędniczek i inne niuanse. Idealnie przedstawiła też serce pracy w urzędzie, czyli humor burmistrza. Wierzcie mi, to jest istotny czynnik, wpływający na życie (a etat już na pewno!) każdej biurwy. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy zapytano mnie, w jakim humorze przyszedł dziś kierujący urzędem. To była niewiadoma, wokół której kręciło się funkcjonowanie wszystkich pracowników. Szef (inspektor, dyrektor, burmistrz, starosta czy ktokolwiek inny) ma także moc zlecania czegoś. Czego? To już trzeba samemu do tego dojść. Trzeba coś zrobić - wymyśl coś, zrób coś. Co? Nikt nie wie. Ale ważne, żeby to coś zrobić. 

Zaskoczyła mnie poruszona kwestia zarobków. Wszystkim wydaje się, że urzędnicza pensja to wygrana w Lotto, ale w rzeczywistości najczęściej jest to najniższa krajowa lub niedużo wyższa kwota. Jeśli jest to już jakaś konkretna liczba, to zakres obowiązków w stosunku do niej jest niewspółmierny i na tym samym stanowisku w jakiekolwiek firmie zarobicie więcej. Autorka przedstawiła kwestię wypłaty i ewentualności przedłużenia umowy o pracę. 

"Biurwa" to książka nie tylko o pracy w urzędzie. Jestem pewna, że sporo osób, podejmujących jakąkolwiek pracę biurową, odnajdzie tutaj cząstkę swojego życia. Praca w urzędzie i praca w biurze to dwa osobne tematy, ale ostatecznie każdy chce, "żeby nie było spiny i żeby było wiadome". Motto każdego pracownika biurowego, niezależnie od branży. 

Ponadto, z bohaterką mogą utożsamiać się pracujące rodzicielki, a w szczególności matki samotnie wychowujące dzieci. Introwertyczne spojrzenie Ewy pozwala zrozumieć myśli zapracowanej matki Polki - chęć spędzenia z dziećmi czasu, potrzeba większego zarobku, aby utrzymać całą rodzinę, a także tlące się marzenie o ciekawej pracy, która nadałaby życiu więcej sensu i celu.  

"Biurwę" serdecznie polecam. Sprawdzi się idealnie jako słodko - gorzka lektura na jeden, góra dwa wieczory. 

Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 28.09.2016
Liczba stron: 304
Przeczytane: 27.11.2019
Ocena: 7/10

12/27/2019

12/27/2019

Anja Rubik "#SEXEDPL. Rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, miłości i seksie"

Anja Rubik "#SEXEDPL. Rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, miłości i seksie"


Długo zastanawiałam się, czy powinnam napisać coś o "#SEXEDPL. Rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, miłości i seksie". O książce było naprawdę głośno, a ja sięgnęła po nią tylko i wyłącznie z czystej ciekawości (prawie) psychologa. Doszłam jednak do wniosku, że kolejna opinia nie zaszkodzi, bo o edukacji seksualnej trzeba mówić, chociaż w Polsce wciąż pozostaje ona tematem tabu.

"#SEXEDPL" to zbiór rozmów Anji Rubik ze specjalistami z różnych dziedzin, dotyczący życia seksualnego człowieka. W konwersacjach ze specjalistami obala mity oraz poszukuje odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania, których dojrzewająca młodzież (a czasami nawet i dorośli) wstydzą się zadawać.

Książce towarzyszyła głośna kampania, która odbiła się szerokim echem szczególnie w mediach społecznościowych. Patrząc na dzisiejszy świat, bardzo mnie to cieszy. Główni zainteresowani mogliby nie wiedzieć o tej pozycji, gdyby autorka nie dotarła do nich w ten sposób.

O "#SEXEDPL" było głośno nie tylko dlatego. Wiele osób okrzyknęło tę książkę polskim podręcznikiem do edukacji seksualnej. Bardzo boli mnie to, że w Polsce edukacja seksualna nie istnieje, a nauczyciele od wychowania do życia w rodzinie są często katechetami - o wpływie jednego na drugie nie trzeba mówić. Wielu moich znajomych kręciło nosem na to, że modelka wydała taką książkę. Dlaczego modelka miałaby mówić o bezpiecznym seksie, antykoncepcji i chorobach wenerycznych? Moi drodzy - a dlaczego by nie?!

Wydanie pozycji w stylu "#SEXEDPL" bardzo mnie zadowala To estetycznie wydana książka, która ze smakiem i odpowiednim podejściem prezentuje wspomniane wcześniej zagadnienia. Duża ilość estetycznych zdjęć oraz świetnie dobrana szata graficzna z dobrze dobraną czcionką przemawia do młodszych odbiorców. Zaproszenie do projektu szerokiego grona ekspertów z różnych dziedzin sprawił, że lektura opiera się na solidnej wiedzy naukowej, potwierdzonej licznymi badaniami - nasze poglądy idą na moment na bok, a pierwsze skrzypce grają fakty.

Nie posunęłabym się jednak do sformułowania, że ta książka jest polskim podręcznikiem do edukacji seksualnej. Wciąż za mało tutaj faktów oraz konkretnych informacji. Owszem, znajdziemy tutaj sporo wskazówek, gdzie znaleźć więcej konkretów i pogłębionych informacji, ale dla mnie to wciąż za mało. Zbyt dużo ogólników, za mało szczegółów.

Niemniej, "#SEXEDPL" polecam nie tylko młodzieży, ale też rodzicom, których dzieci powoli wkraczają w okres dojrzewania. Książka na pewno okaże się dla nich przydatna, ponieważ pomoże im zrozumieć dojrzewanie w dzisiejszych czasach - tym bardziej, że Anja Rubik nie rozmawiała tylko z psychologami i seksuologami, ale też lekarzami, biologami i prawnikami.

Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 19.09.2018
Liczba stron: 224
Przeczytane: 27.11.2019
Ocena: 7/10

12/19/2019

12/19/2019

Dlaczego wściekam się, kiedy pod choinkę dostaję książki?

Dlaczego wściekam się, kiedy pod choinkę dostaję książki?


Dawno, dawno temu kochałam dostawać książki - dosłownie na każdą okazję. Co roku moja rodzina z nienawiścią syczała, kiedy wymyślałam, że pod choinką chcę znaleźć książkę. Ile można?! Ile tych książek?! Gdzie je wszystkie będziesz trzymać?! Pod latach przyznaję im (niechętnie) rację - ile można?!

Prawda jest taka, że wielu książkoholików jest przestymulowanych literaturą - szczególnie, jeśli ktoś współpracuje z wydawnictwami. Wówczas trzymają nas terminy, więc czytanie wciskamy w każdą białą plamę swojego dnia. Puste 30 minut? Trzeba poczytać, żeby zdążyć przed premierą. 10 minut jazdy tramwajem? Lektura jest obowiązkowa! 

Kiedy ktoś regularnie dostaje książki z wydawnictwa, absurdem jest znajdowanie ich jeszcze pod choinką. U mnie przeważyło jednak coś innego - praca. I nie - nie jest to praca w branży wydawniczej. Praca oznacza przychody, a przychody oznaczają wydawanie pieniędzy. W moim budżecie rozplanowana jest pula, którą raz na jakiś czas przeznaczam na dużą dostawę książek - wtedy zbieram wszystkie must read tytuły i zamawiam. 

Kiedy więc kilka lat temu poszłam do pracy, a zamawianie książek stało się chlebem powszednim, pod choinkę zapragnęłam czegoś innego. Zdałam sobie sprawę, że kolejna lektura nie jest niczym niezwykłym, a ja tak do końca nie pamiętam, od kogo i kiedy dostałam daną książkę, która wcale nie była rewelacyjna. Ba, często tej książki tak do końca nie pamiętam... Ups. 

A przecież prezenty mają być czymś wyjątkowym. Czymś, co będzie nam przypominać o danej osobie. Nie potrzebujemy setnej książki na naszym stosie wstydu z pozycjami do przeczytania. My, książkoholicy, potrzebujemy dodatkowej półki, a najlepiej to mieszkania dla książek - ale wiadomo, że takie rzeczy pod choinkę się nie zmieszczą. ;)

Jakiś czas temu uzmysłowiłam sobie, że pamiętam okoliczności otrzymania książki tylko i wyłącznie wtedy, gdy okazała się ona dla mnie ważna. Przykład? "Przynieście mi głowę wiedźmy" Kim Harrison dostałam od swojej cioci w gimnazjum. Kiedy pojechałyśmy do księgarni po prezent świąteczny, powinnam być w kościele na roratach, które musiałam zaliczyć, żebym została dopuszczona do bierzmowania. Mało tego - pamiętam, jakie inne książki wtedy oglądałam. Do dziś jest to moja ukochana seria, która sprawiła, że pokochałam sok pomarańczowy i skórzane spódnice. 

Dlatego jeśli planujecie wręczyć komuś książkę, postarajcie się trochę. Nie wchodźcie do księgarni i nie kupujcie pierwszej lepszej powieści świątecznej (która, notabene, okażę się niezłym shitem). Spójcie na zainteresowania bliskich. Może ktoś kolekcjonuje piękne wydania swojej ulubionej powieści - na przykład "Alicji w Krainie Czarów"? Może ktoś szuka swojej ukochanej książki w innym języku? Może ktoś zbiera rzadko spotykane, stare woluminy i marzy o wydaniu "Pana Tadeusza" z czasów jego/jej dziadków? Od razu banalna książka staje się wyjątkowym prezentem. 

Dodam, że tytułowe "pod choinkę" oznacza każdy prezent - nie tylko świąteczny, ale też imieninowy, urodzinowy i każdy inny. 

Copyright © Satukirja , Blogger