I będziesz w tym wszystkim zupełnie sama. Nie ma takiej szkoły, w której możesz nauczyć się być sobą; nie ma kierownika, który krok po kroku pomoże ci znaleźć właściwą odpowiedź.
Odkąd zobaczyłam książkę "Dziewczyna, którą nigdy nie byłam" Caitlin Moran wiedziałam, że będę musiała ją kiedyś przeczytać. Jedynie różowy kolor okładki mnie zniechęcał. Do teraz nie mogę zrozumieć, dlaczego ktoś wybrał właśnie ten kolor do polskiego wydania. Tym bardziej, że w oryginale szata graficzna jest ta sama, choć na zielonym tle (zdecydowanie trafniejszym). Ale podobno książki po okładce się nie ocenia, a więc...
Ziemia jest skrzynią skarbów, w której pełno jest ludzi, miejsc, piosenek, i codziennie możesz w niej zanurzyć swoje ręce i wydobyć jakąś nową, śmieszną, doskonałą rozkosz i przyjemność.
Książka opowiada o Johannie Morrigan, która pochodzi z ubogiej rodziny robotniczej. Żyją z zasiłku otrzymanego przez oszustwo ojca, a teraz to jedyne źródło utrzymania rodziny mogą stracić właśnie przez córkę. Johanna postanawia nikomu nic nie mówić, ale wymyśla sposoby, dzięki którym mogłaby podreperować budżet rodziny. Co może robić jednak małoletnia dziewczyna z nadwagą, która ma obsesje na punkcie seksu i wzdycha do bohaterów swoich ukochanych książek? Udaje jej się zgarnąć nagrodę za napisany wiersz, a związany z nim występ w telewizji okazuje się totalną katastrofą. Wtedy już wie, co powinna zrobić. Musi stać się dziewczyną, którą nigdy nie była. Kreuje Dolly Wilde i wkracza w nowy świat muzyki.
Samookaleczenie - świat i tak cię skrzywdzi, nie ma sensu go ubiegać.
Obawiałam się, że książka okaże się być nie w moim guście - trochę już za późno na książki o dojrzewaniu. Ponadto martwił mnie feminizm autorki. Odkąd miałam wykłady z panią profesor-feministką (ona powiedziałaby profesorką), unikam takich kobiet, jakby były źródłem wszelkiego zła na świecie. W książce jednak nie ma żadnych feministycznych treści. Uf.
Właśnie nauczyłam się czegoś nowego: że czasami miłości nie da się zauważyć, bo nie jest ani głośna, ani namacalna. Czasem miłość jest anonimowa. Czasem miłość milczy. Stoi sobie spokojnie, gdy ty nazywasz ją pizdą; gryzie się w język i czeka.
Okazało się też, że nie jest to zwykła powieść o dojrzewaniu, a dorośli, szczególnie ci młodsi, mogą z niej sporo wynieść. "Dziewczyna, którą nigdy nie byłam" to bardziej lektura o tworzeniu siebie, byciu sobą, poczucia autentyczności, wchodzenia w dorosły świat oraz o zachowywaniu granicy pomiędzy sobą a światem zewnętrznym i maską roli, w jaką się wcielamy. Normalnie bohaterka, jaką jest Johanna, irytowałaby mnie do tego stopnia, że rzuciłabym książką o ścianę i już do niej nie wróciła. Tymczasem autorka tak świetnie ją wykreowała, że dziewczyna stała się niebanalnym przykładem na to, co dzieje się w głowie nastolatki. Bardzo świetnie uchwycony został proces zmian u osoby, która małymi krokami staje się dorosła - nie tylko zmian na tle seksualnym, ale też psychicznym.
Chcę zrobić wspaniałego. Coś wielkiego. Tak jak to robią mężczyźni.
Książka jest świetnym obrazem minionych lat, dawnej mody, ówczesnej subkultury i muzyki wszelkich gatunków. Znalazły się też fragmenty o scenie politycznej oraz zmianach, jakie zachodziły w tamtych latach. Życie społeczne także zostało świetnie odwzorowane. Autorka zadała sobie trud, aby przytoczyć trochę informacji o kosztach utrzymania, cenach, wyglądzie sklepów oraz pokwapiła się o dokładnie wyliczenie zasiłku, jaki mogła pobierać wielodzietna rodzina Morriganów.
Dlaczego jeszcze nie wynaleźliśmy sposobu na dowiedzenie się, czy ktoś się w nas kocha?
Nie ukrywam, że powodem, dla którego sięgnęłam po książkę była muzyka. Wplecenie autentycznych zespołów oraz muzyków jest największym atutem pozycji. Tym bardziej, że jest to znajoma mi scena muzyczna. Zirytowała mnie jedynie krytyka jednego z moich ulubionych zespołów - The Sisters of Mercy, ale trochę dystansu dobrze mi zrobiło.
Mam dużo czasu. Kiedy ma się siedemnastkę, dni są jak lata. Przez dwudziestką masz miliard szans, żeby żyć, umrzeć, a potem odrodzić się na nowo. To jedyna pozytywna rzecz w byciu młodym. Masz jeszcze dużo czasu, żeby wszystko naprawić.
Jednym minusem książki jest mała wyrazistość już na samym końcu. Postać matki głównej bohaterki za bardzo się rozmywa, staje się nijaka. Budżet rodzinny też nie był już tak dokładnie obmyślony, bo nagle znalazły się pieniądze na wyjazdy do Londynu. Zabrakło mi też reakcji rodziców na przebywanie Johanny nocami z dala od domu.
Najlepiej nie mówić nikomu, że ma się doła. Dorastanie polega na tym, by mieć jakieś tajemnice i udawać, że wszystko jest w porządku.
Nie wiem też, co sądzić o fragmentaryczności książki. Wyraźnie dzieli się ona na kilka sekwencji, więc podział na części i rozdziały był tutaj słuszny. Przejścia między tymi częściami są dość płynne, ale po lekturze jestem wciąż w stanie opowiedzieć książkę bardziej etapami życia głównej bohaterki.
Powodzenia. Pamiętaj, zawsze wyjeżdżaj tak, jakbyś spotkał swoje przeznaczenie.
Wybaczam jednak "Dziewczynie, którą nigdy nie byłam" te drobne niedociągnięcia i wszystkim gorąco polecam tę powieść. Będzie to świetna książka dla osób dorastających, a także niesamowite wspomnienie lat młodzieńczych dla dorosłych czytelników.
Kupiłam tę książkę w oryginale (z zieloną okładką) jakieś dwa lata temu i przeczytałam jednym tchem, mimo że miałam wówczas już dwadzieścia pięć lat. Być może Johanna jest irytująca, ale dla mnie to była przede wszystkim opowieść o muzyce i o tym, jak wiele magii miały w sobie płyty w czasach, kiedy nie można było znaleźć każdej piosenki w internecie. Wspominam tę książkę z rozrzewnieniem.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą - jest to przede wszystkim książka o muzyce i o przemyśle muzycznym w ogóle, zwłaszcza kwestii recenzenckiej krytyków muzycznych. To przytłoczyło wszystko, oczywiście - na plus.
UsuńBardzo ładne wydanie :) Miło będzie przypomnieć sobie czasy minione :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że jest to idealna książka do wspominania minionych czasów ;)
UsuńMam tą książkę w planach :) też mnie zaciekawiła ze względu na muzykę.
OdpowiedzUsuńJestem więc ciekawa Twojej opinii ;)
UsuńMi się wydaje że okładka została taka a nie inna, żeby rzucać się w oczy. I chyba działa. Chętnie bym tę książkę przeczytała :)
OdpowiedzUsuńMnie odstraszała i obawiam się, że większość odbiorców opisanej w książce muzyki też może odstraszać.
UsuńKsiążka raczej nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nic na siłę ;)
UsuńBardzo ładna okładka może skuszę się na tą książkę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agaa
http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/
Okładka byłaby ładniejsza, gdyby była innego koloru ;)
UsuńJa to chyba wyrosłam z książek o dojrzewaniu. ( no dobra Dręczyciel sie w to łapie, ale też nie całkiem)
OdpowiedzUsuńJakoś już chyba ten wiek mnie dopadł, że wolę starszych bohaterów. Odważniejszych
A tutaj Cię zaskoczę - Johanna jest aż zbyt odważna jak na swój wiek ;)
UsuńRzeczywiście trudno nie wspomnieć o okładce, która (wybacz określenie) bije "Świńskim różem" po oczach :p
OdpowiedzUsuńTo tyle z odpychających spraw. Sama fabuła wydaje się bardzo ciekawa, a klimat muzyczny o którym wspominasz brzmi naprawdę zachęcająco.
I dobrze, że nie am tam feminizmu, też mam jakieś uczulenie :/
Świński róż to dobre określenie :D
UsuńJa na feminizm zostałam źle uwarunkowana przez profesorKĘ. Serio. Wcześniej nie miało to ani trochę negatywnego wydźwięku.
Brzmi ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńAle muszę się zgodzić co do opinii o okładce... Ten intensywny róż zdecydowanie odstrasza, albo przywodzi na myśl typowe książki dla nastolatek. Miłym zaskoczeniem była opinia, że książka nadaje się również dla dorosłych ;)
Pozdrawiam,
www.favouread.blogspot.com
Zdecydowanie ten róż odstrasza. Aż mi głupio było wyciągać tę książkę w pociągu :D Na całe szczęście wyglądam na kilka lat mniej, to ludzie mogli pomyśleć, że jakaś tam sobie małolata czyta książki dla małolat. Ale pozycja jak najbardziej dla dorosłych ;)
UsuńOmg, ale mi różowo :D
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że powieść wydaje się ciekawa. W miarę wolnego czasu chętnie się z nią zapoznam :)
Jest na tyle lekka, że świetnie sprawdzi się jako przyjemna lektura na zagospodarowanie wolnego czasu ;)
UsuńSzkoda, że jednak jakieś niedociągnięcia się pojawiły i wydaje mi się, że chyba byłabym wobec nich bardziej surowa. ;/ Te pieniądze nie wiadomo skąd to dosyć częsty problem autorów. Bohaterzy niby nie mają pieniędzy, a potem nagle mają nowe telefony, wycieczki itd. ;/
OdpowiedzUsuńFakt. Ja bardzo tego nie lubię w książkach. Ale tutaj pojawiło się to na ostatnich stronach... Może nawet na 10, może 5 ostatnich. Nie zaburzyło to w żaden sposób całej fabuły, więc byłam w stanie przełknąć te niedociągnięcie.
UsuńKolor tej okładki kompletnie mi nie pasuje. Książka wydaję się być przyjemna w odbiorze możliwe, że po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńhttps://weruczyta.blogspot.com/
Książka przyjemna w odbiorze - okładka nieprzyjemna :D Ale warto sięgnąć, naprawdę :)
UsuńZapowiada się naprawdę ciekawie i zachęca mnie też atmosfera minionych lat, lubię wyłapywać takie szczegóły w książkach. A że kolor okładki mi akurat nie przeszkadza, to na pewno po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńTutaj to nawet nie jest szczegół, od razu rzuca się w oczy :)
UsuńZainteresowałaś mnie.. :) będę musiała ją przeczytać
OdpowiedzUsuńA więc czekam na recenzję :)
Usuń