1/09/2019

1/09/2019

Maggie Stiefvater "Wyścig śmierci"

Tego jestem pewien. Na grzbiecie konia znacznie łatwiej być pewnym. 

Maggie Stiefvater pokochałam, kiedy byłam nastolatką i dopiero co wydano książkę "Drżenie". Zakochałam się od razu w sposobie pisania i myślenia autorki - jej niebanalne interpretowanie znanych wszystkim opowieści wywarło na mnie olbrzymie wrażenie. Kiedy kilka lat później chwyciłam po inną serię spod jej pióra, wciąż byłam zachwycona jej pomysłami, choć dostrzegałam niedociągnięcia jej stylu pisarskiego. Po kilku latach znów postanowiłam spróbować i w końcu nie mogło na mojej półce zabraknąć "Wyścigu śmierci".

Gdyby ludzie umieli patrzeć, wszyscy by wiedzieli. 

Co roku w listopadzie na klifach Skarmouth odbywają się wyścigi koni, lecz nie jest to typowe wydarzenie jeździeckie. Uczestnicy nie walczą jedynie o wygraną, ale przede wszystkim o przetrwanie. Mieszkańcy pobliskiego miasteczka drżą z niepokoju, kiedy piasek pokrywa się czerwienią, a w morzu pieni się krew jeźdźców. Tym razem na linii startu jak zwykle pojawia się niezwyciężony, choć młody Sean Kendrick. Nikt nie spodziewa się zobaczyć tam Puck Connolly - pierwszej przedstawicielki płci pięknej, która zdecydowała się przyłączyć do wyścigu.

Nie wszystkim jest dane czynić cuda własnymi rękami. Gdyby tak było, balibyśmy się czegokolwiek dotknąć.

Książka bazuje na celtyckim micie o koniach uisce, co od razu mnie urzekło. Uwielbiam celtyckie klimaty, a po "Lamencie" wiedziałam już, że Maggie Stiefvater potrafi z tą mitologią zdziałać cuda. Jak zwykle do tematu podeszła w sposób indywidualny, przedstawiając czytelnikowi własną interpretację mitu. Zabieg ten dodaje powieści jeszcze więcej oryginalności, jakby konie uisce same w sobie nie były mało znane. Na plus zasługuje już sam pomysł na książkę o tych zwierzętach, nie mówiąc nawet o zestawieniu ich z magią. 

Łatwo jest sprawić, żeby mężczyźni cię kochali. Wystarczy być górą, na która muszą się wspiąć, albo wierszem, który próbują zrozumieć. Czymś, dzięki czemu czują się silniejsi albo mądrzy. 

Powieść jest niezwykle plastyczna, a dzięki stylowi autorki czuć klimat wyspy nawet kilka tygodniu po skończeniu lektury. Książkę czyta się bardzo szybko - mam wrażenie, że w takt stukotu końskich kopyt. W każdym słowie wybrzmiewają uczucia, a akcja cały czas trzyma w napięciu. Adrenalina towarzyszy czytelnikowi na długo przed wyścigiem, a oprócz tego pojawia się cała gama innych emocji. Poczucie niesprawiedliwości, zdrada, braterstwo, gorzkie łzy, nienawiść i miłość... To wszystko zamknięte zostało w niecałych 500 stronach tekstu oraz przedstawione z dwóch punktów widzenia poprzez podział narracji. 

Mogę powtórzyć jeszcze parę razy, że mi przykro, tylko, że nie wiem, co to zmieni. 

Nawet jeśli finał jest odrobinę do przewidzenia, to bohaterom absolutnie nic nie można zarzucić. Nie ma tutaj dwóch sposobów konstrukcji postaci, które pojawiają się w wielu tytułach dla młodzieży. Po pierwsze, jakaś negatywna postać nagle nie staje się dobra i święta. Po drugie, nie ma bezwzględnego, sztucznego podziału bohaterów na tych złych do szpiku kości i tych z aureolą nad głową. Moją uwagę poskromił głównie Sean, który oczarował mnie swoim podejściem do zwierząt, ale sporo możemy nauczyć się także z historii Puck, której życie wywraca się do góry nogami niejednokrotnie. 

Cieszę się z tego uśmiechu, bo tata powiedział kiedyś, że powinno się być wdzięcznym za dary, które są szczególnie rzadkie.

Mało jest książek, nad którymi płaczę. Uczucie muszę przyznać, że "Wyścig śmierci" wycisnął ze mnie kilka łez. Konie uisce oraz losy głównych bohaterów poruszyły moje serce, a przepiękne zakończenie powaliło mnie na łopatki - ostatnią scenę wciąż mam przed oczami, wymalowaną przez  wielobarwne słowa autorki. I choć może nie każdy zwraca na to uwagę, to mnie rozczuliły jeszcze podziękowania, które stanowią idealne zwieńczenie tej przygody czytelniczej. 

Mam wrażenie, że moje serce jest pełne wszystkich początków i końców, a zarazem puste.

Wydawnictwo: Wilga
Data wydania: 03.10.2012
Liczba stron: 496
Przeczytane: 27.10.2018
Ocena: 9/10

10 komentarzy:

  1. Bardzo lubię celtyckie mity, książka chyba dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam więc także "Lament". Może nie jest genialna, ale celtyckimi akcentami bije na głowę infantylność.

      Usuń
  2. Bardzo lubię twórczość tej autorki, zwłaszcza za jej styl prowadzenia fabuły, który u nikogo innego w moim przypadku się nie sprawdza. Od dawna mam w planie tę książkę jednak jakoś się składa, że jeszcze tego nie zrobiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie polecam wybrać się do Taniej Książki. Ja swój egzemplarz kupiłam za grosze :O

      Usuń
  3. Mnie się udało upolować przez fb, bardzo polecam grupy z książkami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widać Twoje zamiłowanie do gatunku

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Satukirja , Blogger